środa, 5 kwietnia 2017

Były sobie świnki trzy...(3)

  Dzisiaj będzie krótko ale treściwie bo ten ostatni ptaszek to gra.
Z całą pewnością nie zjednam sobie wielu bratnich dusz a nawet mogę liczyć na nieprzychylne komentarze.
No cóż bywa i tak.

  Gra jest wredna, zakłamana i obłudna dlaczego bo ukazuje nasze ciemne oblicze.
  Nie mam tu sprecyzowanych osób bo ta postać (ptaszka) dotyczy nas wszystkich bez wyjątku. 
  Mnie i Ciebie, i nie ma co się oszukiwać taka jest prawda.
Ile razy w pracy zdarzało nam się "grać" miłą, współczująca koleżankę czy kolegę, który zawsze ale to zawsze pomoże jak tylko będzie taka potrzeba a w rzeczywistości to jeden drugiemu podłożyłby świnię. 
  Rozłożyła mnie ostatnio jedna "Osoba". Na blogu opisywała jakieś zdarzenie nie pamiętam dokładnie jakie ale jest to akurat nieistotne. Każdy pisać może miejsca jest sporo i każdy musi mieć świadomość, że nie wszyscy przytulą, pocieszą, pogłaskają.
Większość wywali wszystkie negatywne uczucia. Opluje, zbluzga, zmiesza z błotem.
  "Osoba" ta w wprowadzeniu do bloga napisała, że nie życzy sobie aby ktoś ją hejtował bo to niesmaczne. 
OK, nikt nie lubi krytyki i chamstwa ale po co mamy udawać, że świat jest różowy, lukrowany i pełen cudownej miłości? 
Nie wiem dlaczego? 
Nie wiem dlaczego tak lubimy grać?

  Bardzo mnie to drażni, bo czasami nie wiem w co gra mój rozmówca, pracownik czy koleżanka. 

  Kiedyś waliłam z grubej rury i była jasność. Jednak nie mogąc się dopasować do ogółu i ja wpadłam w wir tej gównianej gry...  
Jest mi głupio, że tak dałam się zmanipulować.


 Miłego :)

niedziela, 2 kwietnia 2017

Były sobie świnki trzy...(2)

  Tak jak obiecałam omawiamy kolejnego ptaszka - muzykę. Niestety dzisiejsza historia dotyczy moich znajomych. Przykre ale ileż osób ma takich "muzyków" wokół siebie a niejednokrotnie sami też jesteśmy takimi muzykami. 
  Spotkanie od samego początku zapowiadało się nudnie. 
Brak tematów do konwersacji. Gospodarze jakoś tak nie potrafili albo nie chcieli nas zachęcić do rozmowy. Grono gości to przedstawiciele różnych profesji ale większość pracuje albo jest związana z jednym pracodawcą 
(a jego tu niema!). 
  Przy tak bogatych osobowości nie powinno być problemu z tematem do rozmowy a tu taka niespodzianka. Po półtorej godziny siedzenia na bardzo niewygodnej kanapie zaczęło mnie wszystko uwierać i najchętniej pojechałbym do domu. Małżonek zaczął mnie kopać, że nie wypada tak szybko zmykać do domu. Trochę kultury kochana!

  Dotarł katering może jak gadka się nie skleja to może jedzonko będzie dobre. Ups, pomyłka katering no jak to katering. Czekałam tylko aż małżonek wypali, że jak się gości zaprasza to może dobrze by było zrobić coś samemu tak z grzeczności dla zaproszonych. 
  Niestety jest wyznawcą zasady jak nie masz czasu to nie zapraszaj gości, bo katering to wynalazek firm - szybko, bez smaku i nijako.  
Kurcze słabo ten koncert się zapowiada ale od czego jest flaszeczka. Flaszeczka jest od tego moi kochani, żeby rozwiązać ludziskom języki.  

  Pamiętajcie, że po pijaku dowiesz się prawdy i tu zaczyna się koncert! Nie wiem co się stało ale rozwiązały się panom (dobrze czytacie - panom!) języki. Takiej jazy w wydaniu męskim jeszcze nie słyszałam. Muzycy, ba powiem wirtuozi pierwsza klasa. 

  Szczerze powiem, że nie chciałam potem wychodzić jako pierwsza bo na 100% wiedziałam, że mam obrobioną dupę. 
  Siedzi obrażona, nie wypija, nie zje taka damulka jedna katering jej nie pasuje. 
No cóż musiałam się pogodzić, jutro do pracy. 
  Wyszliśmy jako pierwsi. Pozostał niesmak po wizycie.
Coś mi się wydaje, że kolejny raz chyba do tej filharmonii już nie pójdziemy a szkoda bo chodzimy tam już z 15 lat.   
Nie wiem co się ostatnio dzieje z ludźmi ale z całą pewnością nic dobrego. 

  Chyba, że to z nami jest coś nie tak... zostawiam to jako temat otwarty.
  Już niedługo przedstawię ostatniego ptaszka - grę. Zapraszam :)

Miłego :)