piątek, 4 listopada 2016

Piątkowe przemyślenia

Piątkowe popołudnie dodam jeszcze jesienne ale bardzo słoneczne aż miło usiąść w słoneczku. Dzionek jak dotąd całkiem spokojny, obsługa klienta zakończona. Brak jakichkolwiek debili z przerostem tego i owego. Ista i fb służbowy przejrzany, znowu podziwiam manualne zdolności użytkowników. Fajnie tak dzielić się swoimi pracami, miło jak ktoś kogoś pochwali tak aż cieplutko na serduchu.
Ale tak myślę czy aby wszystkie te komentarze są prawdziwe i szczere, a może ktoś robi to dla połechtania własnego go? Pochwalę Ciebie Ty mnie i pyk już jest ślicznie, słodko, landrynkowo... wszyscy się kochają.
Czy aby na pewno? Ile razy każdy z nas spotkał się z taką sytuacją. Miłe, serdeczne powitanie.
Jeszcze słodsza rozmowa o dzieciach, o pracy i takie tam. Jeszcze czulsze pożegnanie. I buzi, buzi. PA.
A po chwili jak serdeczny rozmówca znika, niech Cię jasny szlag na miejscu trafi dziadzie jeden. Nasza frustracja sięga zenitu wszystkie korki wybiło... uuu.
Czemu tak jest? Bo jesteśmy wredni, zawistni, nieżyczliwi a będzie jeszcze gorzej.


Miłego :)

czwartek, 3 listopada 2016

Społeczeństwo - przemyślenia osobiste - żałosne

No cóż będzie ciekawie chyba... Taka sytuacja z życia wzięta. Z całą pewnością osoba zainteresowana powinna spalić się ze wstydu - debili nie sieją "tworzą" się z chorych ambicji i przerostu treści na formą.  
Słoneczne jesienne popołudnie, za oknem tańczą na wietrze kolorowe liście drzew, sikorki z wróblami latają z jednej strony ogrodu na drugą takie ptasie igraszki - uciecha dla oka :)
I nagle jakiś nawiedzony ktoś dobija się do bramy. Pali się czy coś myślę... 
Idę powolutku, sorry potwornie bolą mnie nogi. Nalatałam się jak dzikus: schronisko dla psiaków, sklepy bo to czwartek trzeba uciec przed weekendowym ruchem, poczta i obowiązkowo przy czwartku sklep rybny. 
Otwieram drzwi i cóż moje oczy widzą młody człowiek prycha jak stary parowóz, myślę będzie ciekawie i słucham. A tu jak walnie jego kwiecista mowa, oj chłopie zaczyna iskrzyć i to bardzo. 
Jego pretensji nie ma końca, a to że nie odbieram telefonu od niego bo dzwoni od 10.30 i że musi jechać z daleka (raptem 8 km) ale żol, masakra i kto mu kazał, z tym że po chwili sam zreflektował się co palną za głupotę temat ucięty - bijesz chłopie punkty!!!
 A to że mam cały czas nagraną jaką idiotyczną wiadomość na sekretarce i co ja w ogóle sobie wyobrażam. Brakowało mi stwierdzenia że jestem jak dupa od srania (sorry) aby kłaniać się mu w pas bo on jest klientem.
Jak się już wypowiedział... mówię spokojnie, że powinien dokładnie czytać co napisaliśmy w naszym sklepie* albo jak ma problem z tym to dobrze odsłuchać wiadomość jaka jest na sekretarce.
 Ale po co...
Moja szybka diagnoza:  gość ma problem z czytaniem ze zrozumieniem - obecnie to przerabiają dzieciaki w gimnazjum - albo z przyswojeniem treści werbalnej też ten sam poziom edukacji. 
Gość piekli się dalej, brakuje jeszcze żeby potupał nóżkami jak rozkapryszony gówniarz.
Szkoda mi dnia odprawiam go z czarującym uśmiechem,że nic tu nie załatwi. ODWIDZENIA - mówię stanowczo. 
Na odchodne rzuca mi ja to opiszę w necie. Powodzenia...   
Siadam przy stole i jest mi go żal. 
A wystarczyło powiedzieć DZIEŃ DOBRY, uśmiechnąć się, zagadnąć że potrzebuje coś na wczoraj, może Pani pomoże. Ale po co, pytam po co?
Wiem - bo grzeczność to cecha ludzi wielkich a nie krnąbrnych dzikusów mający wielkie auto służbowe i przerost treści na formą.
Kocham to że ma własny biznes i mogę uczyć pokory i szacunku do sprzedawcy.
Sprzedaję tu w moim domu kiedy chcę i komu chcę.

Miłego wieczoru.   
------------------------------------------------------------------------------------------------------------




*Nigdzie ale to nigdzie nie ma informacji, że jest możliwość zobaczenia towaru w siedzibie firmy pracujemy w necie i cenimy sobie spokój ducha.

środa, 2 listopada 2016

Cisza...


Wieczór, za oknem krople deszczu tańczą na parapecie. 
Jestem szczęśliwa, że kolejny pokręcony dzień już za mną.
Zamykam oczy, przywołuję obrazy ostatnich wakacji. 
Szukam zapachów lata,szumu fal delikatnie muskających betonowy brzeg przystani. 
Było pięknie, spokojnie i ta cudowna cisza za którą teraz tęsknię. 
Rodzina była jeszcze w komplecie a potem... pyk i bańka mydlana pękła. 
Cały cholerny świat się rozpadł... i co znowu nastała cisza ale inna. 
Cisza smutku, rozpaczy, tęsknoty. 
Czas leczy rany jak mówią ale ile to jeszcze potrwa?
Nie wiem? 
Kolejny raz nie udało mi się rozpoznać wroga...
Znowu odszedł ktoś bliski... 
Została cisza, cisza...