środa, 29 listopada 2017

Taka ciekawostka i APEL

No i mnie się dostało na powiedzmy na starość... 
Z racji tego że zajmuję się sprzedażą w necie mam niewątpliwą przyjemność pracować z różnymi "gwiazdami" i "kwiatkami" dzieję się grubo i ręce mi opadają nad inteligencją społeczeństwa... niecenzuralne teksty też idą.
Czasem po długim dniu padam na ryj a moje nerwy są u kresu wytrzymałości. 
  Taka sytuacja...
Nigdy ale to nigdy był nie przypuszczała, że oto moje cudowne dziecko wywali mi numer stulecia.
To tragiczne... jak można być takim no powiedzmy żółtodzióbem
(nazwa jak dla mnie wyjątkowo łagodna - ale to moje dziecko).
Czego tyczy się sprawa (tak szybko naświetlę).
Dzieciątko kupiło w necie drobiazg za sporą sumkę. 
Cacuszko przyszło ale jak się okazało moje dzieciątko nie było w pełni zadowolone albo było zadowolone a coś mu się odwidziało.
Jest możliwość zwrotu towaru OK. To i serce będzie zwracało.
Gadam mu są terminy, on ma na wszystko czas...jak każdy młody teraz.
No dobra zabrał się w sobie poskładał cacuszko do kupy oczywiście połowę rzeczy szukał godzinami bo gdzieś podział...
Mówię mu papiery trzeba dołączyć - dołączył.
Adres potrzebuję - wysłał mi.
Telefon kontaktowy - no tu już za dużo chciałam, ale też wysłał.
 Składam się dzisiaj do wysyłki i kurwa moja latorośl wywala mi numer.
Adres do wysyłki z dupy...
Pytam małżonka co to według niego jest. 
Ten patrzy jak sroka w kość
- no adres z dupy...(odpowiada) 
Że też wczoraj tego nie sprawdziła co mi napisał, pieklę się jak dzikuska jakaś!!!
Dzwonie do młodego. No on mi poda stronę to sobie mam sprawdzić bo on w pracy i nie może mi tego wyjaśnić.
OK. Sprawdzam stronę a tam czarno na biały co i jak zrobić gdzie napisać co dopisać.
Zaklęłam tak siarczyście, że małżonek aż się wzdrygnął.
Uspokoiłam się, paczkę wysłałam.
No ale niesmak pozostał, że moje dziecko tak nie odbiega od ogółu.
Po innych się drę, że to analfabeci z czytaniem i zrozumieniem tego co czytają mają problem, a tu taka niespodzianka od losu.
Wstyd mi, wstyd mi!!! Za niego.


Ale mimo to aplikuję do wszystkich innych czytajcie co do Was piszą sprzedający i stosujcie się do tego. Ułatwimy sobie życie, nasze nerwy nie ucierpią i będzie miło :)


Miłego :)






  

niedziela, 12 listopada 2017

Narodowcy, pseudopatrioci i inni podobni...

Pisane pod wpływem nieodpartych emocji!
  Wczoraj było święto (powiedzmy) ważne dla każdego Polaka – dzień Niepodległości.
Nie lubię oglądać czy brać czynny udział we wszelkich manifestacjach, demonstracjach i tych wszystkich podobnych pseudo zgromadzeniach mających na celu obwieszczenie światu jakiś komunikatów (takich komunikatów...).
Jednak przez przypadek kopnął mnie „zaszczy” zobaczenia krótkiej relacji z marszu.
I szlag mnie trafiał.
Kurwa co to za hasło „My chcemy Boga” ludzie puknijcie się w łeb!
Wasze czyny nie wskazują na to że wy chcecie Boga – żenada...
Wasze twarze nie wskazują, że się cieszycie...
Nie ma na nich radości, serdeczności.
Jest za to złość, przerośnięte ego i inne takie...
Popatrzcie jak bawią się inne narody.
Tam są festyny, zabawy, bawią się wszyscy którzy chcą świętować razem.
Jest radość, jest zabawa , jest fajnie...
a u nas???
Wszyscy się żrą jak cholera a całą temperaturę podkręcają … no wiadomo.
Jeszcze takie pytanko dlaczego na tym pokojowym marszu zasłaniacie twarze?
Czego się boicie? Patrioci od siedmiu boleści.
Taka refleksja mnie naszła …
jakbym mieszkała w Wawie (i miał odrobinę ciemniejszą karnację) za cholery nie wyszłabym na ulicę bo bałabym się żeby ci patrioci by mnie gdzieś nie zaciukali w bramie czy za rogiem.
Wstyd mi za tych pseudo patriotów i narodowców.

Przypominam i nie żałuje tego! Jest to moje miejsce w świecie i mi wolno. Jeszcze!
Pisane pod wpływem nieodpartych emocji!




Tyle na dziś :)

sobota, 4 listopada 2017

Matko zastanów się co robisz!!!

 Taka ostatnio spotkała mnie sytuacja przykra jak cholera ale warta przytoczenia bo sprawa jest nie do opanowania – oczywiście nie dla mnie.
Pierwszy listopada a potem drugi to takie dni, w których nasz dom jest pełen ludzi z rodzinki. Niby smutne dni ale w gruncie radosne wszyscy się jakoś tak do nas zderzają jak do domu rodzinnego i bywa miło. Powspominamy, pożartujemy coś wypijemy jest fajnie.
Jednak tym razem wpadła do nas kuzynka ze swoimi dziećmi i tu zaczyna się robić wesoło ale nie dla mnie!
Kuzynka spoko lubimy  ją bo sympatyczna i życzliwa dziewczyna. Jednak jej potomkowie to inna bajka. Jeden młodzieniec ma 10 miesięcy więc siedział sobie spokojnie, babcia co chwilkę coś w niego wciskała a ten maluszek potulnie wcinał to co dawała - taka urocza scenka. Jak na teraz jest uroczy.
Problem i to ogromy to jego wredny, chamski braciszek! Braciszek starszy ale tak pozbawiony wszelkich zahamować smarkacz, że aż boli. Gówniarz ma 4 latka, chodzi do przedszkola i są z nim cały czas problemy. Ostatnio wpadł na pomysł, że on będzie uciekła a pani przedszkolanka będzie go goniła. Według niego zabawa przednia jednak nie ze strony opiekunki. Kuzynka została kilka razy wezwana aby „ułożyła” sobie syna. Niestety nic to nie dało bo na początku przychodziła z pokorą i bez pretensji jednak po któreś wizycie stwierdziła że wina tkwi w opiekunce i tu zaczęła mieć pretensje do niej.
Żałosne jest to, że matka i chyba ojciec nie potrafią sami dać sobie rady z gnojkiem. W takim przypadku powinno się być konsekwentnym i nie dawać za wygraną smarkaczowi. Przykro ale wychowanie dziecka na porządną jednostkę jest ciężkie a decydując się na dziecko trzeba być odpowiedzialnym i cierpliwym. Poświęcić dziecku czas, przytulić go, pobawić się z nim. A nie odsuwać na plan boczny bo muszę zobaczyć co na facebooku czy innym cholerstwie społecznościowym. Albo podrzucać wrednego gnojka babci nich ona się z nim męczy, bo mamusia musi zadbać o swoją figurę na siłowni czy w klubie.
Żeby była jasność nie mądrze się bo takie rady dają wszyscy i każdy je już od lat zna a mimo to popełniamy te same błędy. 
Błędy wygodnictwa.
  Tak się wściekłam, że puściły mi wszelkie zawory uprzejmości z mojej strony! No cóż kuzynka stwierdziła, że czas do domu.
Zabrała cały problem i pojechali do domu a mnie została wykładzina z plamami, z wdeptanymi ciastkami, ulubiony serwet do wyrzucenia, potłuczona zastawa. Jednym słowem syf jakich mało.
Ostatnia myśl jaka mi się nasuwa nie przyjeżdżaj więcej chyba, że twoje dzieci będą wychowane.
                                Złota myśl dla potomnych:


„może się tak zdarzyć, że nikt nie będzie chciał Cię zaprosić bo Twoje dzieci to problem a Ty na tym stracisz...”.

Miłego :)


poniedziałek, 23 października 2017

Beznadzieja nie dajmy się zwariować

  Miałam ostatnio odrobinę czasu żeby poczytać to i owo. 
Poszperać w "starych" zakamarkach moich zakładek w necie. Przez przypadek natknęłam się na zwierzenia albo "płacz" kobietki, która miała przesrane w życiu. No cóż z reguły takich osób nam szkoda bo krzywda nie należy do przyjemnych. Posiedziałam dłuższy czas na jej stronie.  
Zagłębiłam się tak porządnie w to co pisze, nawet ją zaczęłam podziwiać bo zaczęła powolutku wychodzić z marazmu tego przykrego życia. Jednak pod koniec lektury coś mi przestało grać i ta muzyka coraz bardziej była fałszywa.
Nie wiem może ta moja cholerna podejrzliwość czy coś ale ...
kobietka robi jakieś badania (do pracy psychologicznej) albo ma niezły ubaw z tego jak inni reagują na jej pseudo krzywdę (bo już sama nie wiem co jest prawdziwe). 

 Rozbroiło mnie jedno zdanie jeżeli ktoś ma jakiś problem niech do niej napisze (nie jest to cytat - ale tak to miało chyba brzmieć).

  Niech ktoś mi wytłumaczy jak to może być że jesteś stłamszona, poniżona cały czas jest Ci źle. Niby odbiłaś się od dna ale znowu padasz na ryj i piszesz że życie Cię dobija.
Jak możesz komuś pomóc przecież to równia pochyła - lecisz Ty a za sobą ciągniesz innych.

  Psychika ludzka to tak ciężka strona naszego bytu że mało kto może zdać sobie sprawę z tego ile można wyrządzić szkody jeżeli "zajmie" się tobą ktoś nie odpowiedni. 

  Zostawmy psychologię specjalistom nie bawmy się tymi klockami.
A i żeby jasność była daleko mi do psychologa, psychiatry i innych speców. Zawsze wierzę mojemu przeczuciu i intuicji i  o dziwo mam nosa...


Miłego :)
    

środa, 4 października 2017

Wiwi przyszła jesień i mamy przesrane

No i mamy koniec sielanki, koniec wieczorów na tarasiku, koniec nocek pod gwieździstym niebem, koniec wolności. 
Teraz dopadnie nas szara i bura rzeczywistość. 
Znowu wrócić muszę do garów, prania, sprzątania i tych nudnych zajęć dla całej rodzinki.
Cholera nawet nie można sklecić myśli w jakąś logiczną całość.
Nie wiem czego mi bardziej brakuje wolności czy ciszy.
Wszystko mnie mierzi. 
Brak słońca, zimne wieczory, cholerny smród spalanych w piecach przez sąsiadów odpadów. 
Dosłownie wszystko.
Spoglądając za siebie...
Jesień mnie zawsze cieszyła bo była taka kolorowa, słonko było nisko i nie paliło tak jak latem ale miło było wyciągnąć twarz w jego stronę, posiedzieć na tarasie w fotelu pod plecikiem. Teraz mnie jakoś nic nie cieszy w tym miejscu. Najchętniej chciałabym żeby mnie Wiwi zakopała jak tego orzeszka. 
Czyżby dopadała mnie jesienna chandra? 
Chyba nie bo takie pierdoły mnie raczej nie interesują.
No super sama zadaje pytania i na nie odpowiadam. Rewelacja!
Fakt już mi odwala ale czy każdy z dnia na dzień kupuje dom bo ten już mu się znudził. Jest mu źle mimo tego, że 20 lat temu człowiek tylko marzył żeby w nim zamieszkać?
Takim debilem mogę być tylko ja...
No ulżyło mi teraz będę się dzieliła pracami, planami z mojego nowego domku. 




 Miłego :)





poniedziałek, 21 sierpnia 2017

Goście, goście...

  No i wreszcie zakończyłam ten maraton imprezowy! 
Jeju ale jestem szczęśliwa!
Ileż czasu można gościć ludzi? 
Ileż czasu można się uśmiechać jak Ci dom demolują? 
Ileż czasu można sprzątać, myć talerze, filiżanki, przygotowywać na okrągło jakieś wymyślne jedzonko bo goście nas odwiedzają? 
Nie wiem, ja mam to już za sobą i chwała Bogu! 
Mogę spokojnie napić się mojej ulubionej kawy w ciszy!!! 
Bez ujadania dzieciaków, bez zrzędzenia gości, bez uwag "otoczenia". 

Cisza tylko ja, kawa i spokój! Błogi spokój!

  I co oburzeni? 
A pewnie, że tak... jak ktoś może być tak bezczelny? 
A dlaczego nie powiedzieć otwarcie BASTA!
Po co sączy tą swoją złość w sypialni, w łazience bo nikt nie słyszy?
Po co sobie ubliżać?
Po co inni mają żyć w nieświadomości?
Kochani mówmy otwarcie co nas dręczy i co uwiera w innych.
Fakt nie każdy może to zrozumieć co chcemy mu przekazać.
Ale na litość boską bądźmy szczerzy wobec innych (oczywiście nie do bólu).
 Takie zdarzenie z życia. Wszyscy chcą być fit, slim i jacyś tam jeszcze. No mnie to nie grozi bo kocham jedzenie i już. Znajoma opowiada o podbojach wakacyjnych. No fajnie tam było z tego co mówi. 
Pada pytanie (do mnie): 
- dlaczego Ty nie masz zdjęć z wakacji w bikini? 
Taksuje mnie z góry do dołu i mówi z drwiną:
- przecież Ci nic nie brakuje...
- no cóż nic mi nie brakuje to fakt ale mi "nad bywa" tu i tam...
Zamknęła się! 
Potem mi powiedzieli, że lubią mnie słuchać bo się nie pierniczę z "kwiatkami". Ciekawe? Jakbym im taką frazę posłała to by muchy w nosie mieli. 
Koleżanki zjechały z wakacji ta opalona tak a ta inaczej. 
Latam jak debli z tymi drinkami, sałatkami i nie wiem co tam jeszcze zrobiłam. 
- Kochana a czemu Ty taka jasna w tym roku?
- No tak wyszło.
- Nigdzie nie byłaś? Kurcze to może solarium byś zaliczyła.
Szlag mnie trafia i
- nie bo nie mam zamiaru być wysuszona, "brudna" czy pomarańczowa, a potem staro wyglądać...
- a no wiesz bez przesady przecież te parę minut Ci nie zabije,
 patrz jakie jesteśmy śliczne
- mnie zabije, a śliczne to pojęcie względne. Teraz tak myślę wyście były na plaży czy w solarium? Bo już zgłupiałam???

No i tak to bywa ... 


Miłego :)
  

   

wtorek, 1 sierpnia 2017

Waiting for...(Czekając na...)

  Dzisiaj mamy pierwszy sierpnia bardzo szczególna data dla wielu z nas dla mnie też :)
  Ale nie o tym chciałam pisać. Właściwie cała sprawa zaczęła się kilka tygodni temu. Noc prawie sam środek nocy. Ciemno, duszno i nijako. Standardowo rzucam się w łóżku bo spać nie mogę tak jakbym coś przeczuwała. Podjeżdża samochód duży, drzwi bum, bach, szur cholerne przesuwne drzwi nie dają zasnąć. Patrzę na zegar chyba sąsiadka znowu jedzie po towar. Ale czemu tak hałasujesz kochana inni chcą spać! 
Znowu drzwi otwierają się i zamykają jeny ile czasu można się pakować do auta... rusza tylko że to auto rusza nie z tej strony co trzeba i niestety niebieskie światełko miga. Oj coś się stało złego!
Zasypiam.
  Po paru dniach, dowiaduję się że jedna z naszych sąsiadek nie żyje. Bardzo przykre bo kobietka jeszcze młoda była. Nigdy na nic nie narzekała, nie użalała się że ją coś boli (jak inni to robią), cicha, spokojna, usłużna mężowi. Nawet jej synowa mówiła, że się mu nie postawiła. Wszystko przyjmowała z pokorą tak ją wychowano (stara kindersztuba). Mąż to pan i władca i tyle...
Szanowny małżonek za kołnierz nie wylewał, zawsze miał dużo do powiedzenia taki nazwijmy go mądrala wszystkowiedzący. 
Przyznać trzeba że złota rączka z niego w młodości była! A jaką pamięć miał co u kogo w garażu leży i w którym miejscu. Ha taki spec z niego był za młodu ;)
Potem się pochorował i to poważnie. Kilka razy umierał aż mnie kiedyś wkurzył to mu powiedziała do wiwatu, że głupoty gada i takie tam. Obraził się ale o dziwo doszedł do formy! 
 No cóż "odprowadzaliśmy" naszą sąsiadkę w ostatnią drogę.
Takie to smutne była i już jej niema...
  Po dwóch tygodniach od pogrzebu coś robiłam w pokoju i spoglądam przez okno i cóż widzę...naszego sąsiada który wychodzi na ulicę przed dom i się rozgląda. W lewo, w prawo na jego twarzy widać smutek, żal, cierpienie może złość, że on został a jej już nie ma. Nie wiem. 
Dzieci wyjechały na wakacje a on sam jak palec pilnuje domu. Na ulicy nie ma nikogo. Teraz już ludzie nie wystają przed domami jak kiedyś. Nie ma do kogo zagadnąć, nie można z nikim nawet pogadać o pogodzie. Stał tak biedak samotny przed domem i czekał. 
 Czekał na nowy lepszy dzień? Czekał ze swoim smutkiem bo tylko on już mu pozostał! 
Waiting for...  

Miłego :)
   

poniedziałek, 24 lipca 2017

Książka, książki i cały ten magiczny świat...

  Mamy wakacje, czas relaksu i odpoczynku. Hm każdy chyba lubi poleniuchować na łonie natury lub w zaciszu naszego domku czy mieszkanka. No mnie też naszło a że jakoś tak mamy trochę więcej czasu dla siebie to korzystam. Nigdy nie wiadomo kiedy mi go odbiorą.
 Chcąc się zatopić w błogim świeci fikcji literackiej udałam się na zakupu. Łowy jak myślałam były owocne... ale nie do końca - dowiecie się potem o co chodzi. 
Wybrałam książki różne, różniste znanych autorów i tych całkiem mi nieznanych - ale tacy też pięknie piszą. 
 I tak synuś na emigracji - to nie trzeba się nim zajmować chłop po dwudziestce - ha, ha zabije mnie za to!
Małżonek też zatopił się w swojej lekturze.
 No i jak dumna i blada zasiadłam na moim szezlongu. Pyk pierwsza książeczka "mężczyzna i  chłopiec". Z recenzji miało być lekko a nie było. Chciałam książkę polecić synusiowi ale nie, nie ma takiej opcji! Byłabym wredną do bólu. Po lekturze było mi przykro, smutno i z całą pewnością nie można tej książki porównać do "dzienników Bridiet...". Dajcie spokój!
 Potem w ręce wpadła mi taka pierdołka "i że ci nie odpuszczę" tu się uśmiałam do łez. Małżonek tylko dziwnie patrzył i oczami "przewracał" - dziwne jak chłop to potrafi robić - ha, ha, ha.
Nie pamiętam później czy rypałam że śmiechu z książki czy z niego (przepraszam Cię kochanie, Ty wiesz!).
 No i  potem kolejna pozycja "dziewczyna z pociągu" oj i tu znowu nic kolorowego. Ciężka książka ale czyta się rewelacyjnie. Pochłonęłam ją jak rzadko. Koniec zaskakujący. Przeczytałam ją bardzo szybko, byłam wstrząśnięta, oburzona i nie wiem jakie uczucia mną targały. Z pewnością zobaczę film! 
Tak właściwie to byłam bardzo zainteresowana filmem jednak małżonek na wstępie obwieścił mi, że film nie będzie ciekawy a tylko te najciekawsze momenty są w zwiastunie. Zobaczymy bo filmu nie odpuszczę muszę sprawdzić jak reżyser to widzi.
No i nie byłabym sobą jak bym małżonka nie zmusiła - tak nie zmusiła do przeczytanie książki. Ciekawe czy po lekturze też będzie taki mądraliński! 
 Jak się już pozbierałam do kupy stwierdziłam, że może poczytam coś lekkiego Grochola zawsze dobrze pisała tak kojąco - uwielbiam ją - to zawsze taki pewniak!
I "przeznaczeni" mnie dobili. Czy życie nie może być chociaż odrobinę weselsze? Znowu ktoś dostał w łeb, znowu ktoś kogoś okuł bo ten mu zaufał. A na dodatek jeden nałóg ktoś zamienił na drugi. 

  Jestem w połowie książki i już mną zaczynają targać różne uczucia. Chyba coś nie wychodzi mi ten relaks przy książkach. Znowu z ciemnych zakamarków wychodzą jakieś "fusy"... Chyba mnie to kiedyś dobije.

Miłego :)





poniedziałek, 10 lipca 2017

Milionerka...

  Naszła mnie ostatnio taka refleksja:
"jak to jest wygrać kupę kasy? "
Nie tam jakieś 2 lub 5 tysięcy ale taki któryś milion. Wiem, że każdy grosz się przyda tym bardziej jak w portfelu wiatr hula a na kocie pusto. Możecie mi zarzucić, że jestem pazerna bo nie zadowalają mnie tysiące ale każdy w duchu chce być chociaż na jakiś czas bogatym panem. Wierzcie mi każdy chce tylko nieprzyznane się do tego bo twierdzi, że pieniądze szczęścia nie dają akurat... 

  Z cała pewnością zabrałabym kasę i wyjechała gdzieś daleko i z dużym prawdopodobieństwem byłyby to Bieszczady. 
Dzikie, nieodgadnione, magiczne. Życie tam jest trudne i wymagające ale tam bym osiadła na starość z mężem. 

 Kiedyś pijąc kawusię z mężem dyskutowaliśmy na ten temat. Rozmowa była burzliwa ale koniec końców doszliśmy do wniosku, że jak by się tak zdarzyło nikomu nic nie damy (patrz rodzina, znajomi i etc.). Zapytacie dlaczego odpowiedź jest prosta. Chcąc się podzielić z kimś w dobrej wierze podarujesz jakąś kwotę to Ci zarzucą, że tylko tyle im dałeś.
"Patrz dał drobne grosze a sam pławi się w luksusie. My dostaliśmy jakieś drobne..."
A jeżeli nikomu nic nie dasz to i tak Ci dupę obrobią a kasa będzie Twoja! Rachunek jest prosty... Jedynie jeżeli miałabym podarować jakiś odsetek z wygranej to na schronisko dla zwierzaków i to bez rozgłosu ot tak i już przyszła kasa i jest. 


 Tak było jakiś czas temu pomysłów całe mnóstwo ale teraz  jestem mądrzejsza (chyba) i bardziej doświadczona.
 Teraz jak bym wygrała miliony to usiadłabym, napiła się dobrej kawy i pomyślała co dalej. Datek na schronisko oczywiście by został ujęty w planach tu nic się nie zmienia.
 Tak bym zrobiła pomyślała co dale...
Miłego :)


  



środa, 5 lipca 2017

Inteligentna inaczej...

 No i mamy środek tygodnia w lipcu, w środku lata. Taki idealny czas na odpoczynek, odejście o jadu jaki sączymy przez cały rok. Teraz to największe gnidy też chyba dają sobie na luz. Na luz taki letni, na taki luz do lenistwa a może by tak odpocząć i pobyć dobrym? Miłym? Przyjaznym?
  Ale!!! Nie wszyscy się tak dobrze mają!!! Oj głupia ty kobieto - Cesarzowa...

 To teraz zaczyna się ich żer. Pełne zbiory w lokalach, hotelach, na plaży, w dyskotece, w internecie. Teraz to dopiero wyłazi ten smród ten odorek gnijącej inteligencji, kultury osobistej. Fuj.... rzygać się chce.

  Taki drobny incydencik, taki mały drobiazg a Qrwa jak świadczy o człowieku. 
  
 Pisze krótko bo mnie nerwy niosą jak rzadko:

pracuję w necie (no cóż) taka profesja.
Zawsze staram się informować potencjalnego klienta o promocjach, różnych udogodnieniach lub braku kontaktu ze mną bo np mam urlop. Podaję pełną informację na każdej z moich stron, dodatkowo wysyła @ z powiadomieniem. Ale znajdzie się jedna na milion menda która nie rozumie co to URLOP WAKACYJNY i to o dziwo latem. Dziwne nie??? Ktoś zaplanował sobie urlop. Debil jakiś czy co???

  Wracam z wypoczynku ogarniam wszystko jak tylko mogę najszybciej (bo jest moc) a ty jeb komentarz od " Smart infallible " starej krowy. Tak mnie franca rozzłościła, że jej personę znalazłam w necie. Wstyd szanowna pani od takiej osoby jak pani wymaga się kultury i szacunku dla innych...
Paniusia nie rozumie co to urlop (wypoczynek). A do dodatkowo wnioski jakie wysnuwa są miażdżące i ręce opadają.
Ale poszperałam dalej i taka bezpodstawna i niesłuszna krytyka został wysłana nie tylko pod moim adresem. Z tym że tak franca został zbesztana i zmieszana z błotem i to z wysokiego "C" przez innych użytkowników. Jej oskarżenia i wnioski są bezpodstawne a wręcz proponują małpie żeby przemyślała swoje postępowanie.

  Jest mi już lepiej!
Taki przyjazny gest Qrwo jedna!

Miłego :) 



poniedziałek, 26 czerwca 2017

Kierunkowskaz włącz łajzo....

  Po późnowiosennych a wczesnoletnich wycieczkach wracam aby znowu trochę namącić. Z racji tego że podróżowałam sporo autkiem i miała sposobność (niezbyt miłą) tak od podszewki poznać realia naszych dróg w tym cholernym kraju wysnuwam wnioski (dzisiaj tylko jeden).

                                         Dla auciarzy!
  Nie wiem po co przy kierownicach montują te "wajchy" skoro prawie nikt ich nie używa. Jak można być takim debilem, matołem żeby nie umieć wyciągnąć na prosto jednego palca kiedy trzymasz kierownicę i pchnąć ten kurewski drążek do góry albo do dołu jak skręcasz w lewo albo w prawo.
Nic kompletnie nic więcej nie musisz zrobić łajzo jedna!!!

  Tak się wkurzyłam, że podjechałam do kilku salonów aby sprawdzić czy aby te ustrojstwo działa i o dziwo działa. To co jest w salonie działa a na drodze nie? A może jakiś kretyn przeintelektualizowany siedzi za kierownicą i zapomniał jak to się robi albo nie umie... też są takie przypadki! Albo debil boi się że mu się "żarówka" przepali.

  O zgrozo ilu ja takich młotków spotkałam na drogach w tym cholernym kraju.  

  Zamieszczam zdjęcie poglądowe gdzie jest ta wajcha i do jasnej cholery zacznijcie jej używać. 
 Bo może kiedyś jadąc drogą w tym cholernym kraju ktoś "wyszkli (wytłucze)" ci reflektorki! A potem to będzie już za późno bo wymiana takich cacuszek to spory koszt łajzo! A i mandacik też ci dają łajzo drogowa!



Miłego:)


poniedziałek, 22 maja 2017

Pierwsza Komunia Św.

  I-sza Komunia Święta bardzo ważny dzień w życiu większości dzieci (ale nie tylko). Dzień dostojny i poważny, który powinien być celebrowany i tu zgadzamy się chyba wszyscy.

 Dostąpiłam zaszczytu, że i mój chrześniak mógł w pełni uczestniczyć w Mszy Św.  Dostąpiłam również zaszczytu, że zostałam zaproszona na tą uroczystość (matka chrzestna).  
Specjalnie pisze, że o mnie nikt nie zapomniał, bo jakoś tak od dłuższego czasu nie było po drodze pamiętać o cioteczce - przykre ale prawdziwe. 

  Dzieciątka przejęte, pięknie ubrane czekają przed kościołem na to wydarzenie. Ślicznie wygląda taka czystość z boku ale co potem z tych czystych i niewinnych dzieci wyrośnie to jedna wielka niewiadoma.

 Uroczystość zacna przenosi się do środka a tu mamy mały cyrk.
Jeden przez drugie się przepycha, jeden fotoreporter potrąca drugiego. Szelest migawek i błysk fleszy... 
Ludzie jesteście w kościele!!! A gdzie skupienie, a gdzie zaduma?
Odpowiedziałabym ale to brzydka odpowiedź. 
Ksiądz pozwolił robić takie przedstawienie(ze zdjęciami) bo jest to nieuniknione a może potem w spokoju poprowadzi Mszę Św.
  Rozejrzałam się po kościele i mało kto skupia się na tym co się dzieje. Ta się wierci, rozgląda czegoś szuka, ten łazi po kościele jak po swoim salonie. Oj moja cierpliwość została wystawiona na ciężką próbę. Było mi z tym źle bo w kościele jestem rzadkim gościem ale jak przychodzę to chcę się skupić na tym, co się dzieje. Katolicy kochani!!!
 Taka mała moja i męża refleksja. Kazanie było m.in. o bracie Albercie przed kościołem stał o kulach bezdomny i prosił o pomoc. 
Zastanówcie się ile ludzi dało mu chociaż kilka groszy. Odpowiem garstka może miał tam z 20 zł. Szukałam kasy dla niego to moja bratowa (babcia naszego chłopaka) zapytała a co chcesz kupić? 
Ręce mi opadły, oczami przewróciłam i odpowiedziałam nieważne...

  Potem były życzenia, prezenty, kasa i całe zamieszania chyba najważniejsze dla dzieciaczków ale to zrozumiałe każdy z nas to przechodził. 

  I tu zaczyna się już moja misja! 
Misja rodzinka.
Myślałam, że może w takim dniu coś się zmieni ale oj głupia ty, głupia ty.
Zapomniałam już jak to było bo dawno się z nimi nie spotykałam jaką wredną cholerą może być bratowa. Jak kopała w tych prezentach, tych ozdobnych torebkach jak dzika świnia w gnoju.
 Ja na męża on na mnie, wymiana między nami porozumiewawczych uśmiechów. Przykre.
Jednak wisienką  na torcie było jej pytanie a coś ty to dałaś bo już zapomniałam. Kurwa nie mogłam i wyrecytowałam:
1. przed kościołem pamiątkę i kwiaty,
2. a przed restauracją to, to i tamto,

- o to drogie to było, 
- no było

Długo trawiła w myślach nasz prezent.
  Kolejny raz nie szag trafił jak wujek naszego chłopaczka zaczął się bawić prezentami które kupiliśmy. Taka uwaga wujek miał już komunię, wujek ma żonę i dziecko, wujek to stara kobyła.

  Nie dałam rady, musiałam opuścić tą sielankową imprezkę już przed kolokacją. Na odchodne podziękowaliśmy (bo jesteśmy grzeczni) i oczywiście powiedział, że następne spotkanie to albo wesele chłopaczka ale pogrzeb któregoś z nas. Jak się oburzyli ale mam to w dupie bo prawda oczy kole. 

Jest mi bardzo przykro, że tak traktują nas ludzie z mojej rodziny ale wiem, że to nie odosobniony przypadek. Ludzie tak są zadufani w sobie, że ... nie wiem co napisać. Serce mnie boli, przeżyłam to mocno tak wewnętrznie. 

No i tak wygląda moja misja... a rodzinka kochana. Została jeszcze jedna pinda żona drugiego brata. Jednak tu to temat rzeka.
Miłego :)








  

piątek, 5 maja 2017

Wiara... Faith... czy aby tak jest...

  Dzisiaj naszło mnie na poważne podejście do zagadnienia. 
Nosiłam się z tym już kilka tygodnia ale chyba to ten czas. Jest sporo osób wierzących - przynajmniej tak się deklarują a ostatnio zrobiła się "moda" na bycie wierzącym. Tak nie mylę się jest to moda i użyłam dobrego słowa (specjalnie go podkreślam). 

 Wiara to tak delikatna sfera naszego życia trzeba o niej mówić, pisać z szacunkiem. Nie powinno nią się szastać na lewo i prawo.
 To nie sprzedajny wizerunek medialny! Oczywiście super, że przyznajemy się ogółowi do tego iż wierzymy, że się zagubiliśmy a potem się nawróciliśmy. Ale czy to aby na pewno jest prawdziwe wyznanie z głębi serca...? 
Wierzcie jest mi bardzo ciężko zrozumieć - intencje tych ludzi. 

  Taka okoliczność z życia wzięta.
Ukazała się na rynku pewna pozycja literacka. Promocja była piękna, na spotkaniu pojawiły się osoby, które opisują swoje "nawrócenia". Było tak landrynkowo tak słodziutko - przynajmniej taki był przekaz medialny. Niestety nie mogłam być osobiście ale moje bystre oczko zarejestrowało to i owo. 
 Dobrze, może ja jest w błędzie bo potrzeba takich nawróconych, którzy dają świadectwo. Pomagają odnaleźć drogę w dobrą stronę. Pokarzą, że każdy może i jest w stanie się opamiętać i stanąć po dobrej stronie. To taki drogowskaz. No niby fajnie ale... jak to u mnie bywa jest zawsze jakieś ale.
  Czemu jeden z bohaterów otwiera po tym nawróceniu "coś dla potrzebujących"? Co nie mógł tego zrobić bez wielkiej pompy? 
Tak po cichu? Tak bez ogłaszania tego całemu światu? Mało tego, że poszło w eter to jeszcze jego dobroczynne dzieło będzie uwiecznione w słowie pisanym.
  Pytań jest mnóstwo, odpowiedź u mnie jedna. 
Kto tu zagląda już ją zna. 
Prawda?

 Otwierając firmę mąż chciał szaleć z reklamą wydawać krocie. 
Powiedziała mu wtedy: "pracuj uczciwie, bądź dobrym rzemieślnikiem a ludzie nas znajdą."
 Poczta pantoflowa ma wielką moc, każdy potrzebujący nas znajdzie i tak było i jest do dzisiaj!

  Nie mam monopolu na rację ale patrzę na świat prosto (co nie znaczy, że jestem prostaczką) i bez ozdobników. Czuję świat sercem co pozwala mi na chłostanie innych słowem za co biorę pełną odpowiedzialność. 

                                            
  Tak już na koniec przepraszam wszystkich ale chyba ktoś coś pokręcił z tą wiarą. 
Ludzie zastanówcie się czy taki cyrk jest potrzebny czy aby idziemy dobrą drogą? Czy to wiara czy PR (public relations)... 
  
  Ku przestrodze pięknie to ukazuje: T.LOVE Lucy Phere - polecam.

(...)Chodźmy razem więc w drogę
Będziesz mówił o Bogu
Ja ci zrobię fantastyczny PR
Kiedy trzeba się schowam
Kiedy trzeba zachowam
Jestem Lucy, a ty będziesz big star(...)




Miłego :)
  

poniedziałek, 1 maja 2017

Ale jest misja...!!!

  Oj a cóż to się to dzieje, jaka tu cisza szaleje... nawet nie wiem kiedy minął ten miesiąc. Wstyd jak mogłam tak długo milczeć a działo i dzieje się dużo. Święta mnie pochłonęły a były tak zwyczajne jak nigdy. Zwyczajne bo bez stresów, gonitwy i nerwów. Mogłam w spokoju ozdobić dom moimi własnoręcznymi ozdobami. Oczywiście jak zawsze narobiłam ich mnóstwo ale warto było bo cieszyły moje oczy. Koleżanki zazdrościły, że mi się chce, i mogę, i że tylko przez kilka dni mogą zdobić dom. Takie właśnie drobiazgi czynią nasze życie weselsze i kolorowe.

A co tam jest misja! 

  Mały pryszcz - małżonek zaprosił swojego brata i jego rodzinkę ale dało się przeżyć (chyba się starzeje - ha,ha). Wspominam o tym wydarzeniu bo oni zawsze potrafią mnie tak podbudować na duchu, że mnie aż skręca. 

Ale co tam jest misja!

  Ostatnio wieczory są jakieś inne takie zimne i nie chodzi tu o pogodę bo była fatalna. Straszne, żeby w kwietniu cały czas padało i było zimno. Fuj aż mam dreszcze...
  Rzadko zdarza mi się abym miała problemy z nazwaniem swojego stanu emocjonalnego. Co mnie bardzo martwi. 
Być może drażni mnie fakt, że mam iść na uroczystość rodzinną, na którą chyba nie chcę iść. Wiem, dziwnie to brzmi przynajmniej u mnie. Jak nie mam na coś ochoty to odmawiam i tyle i mam w nosie wszystko. Niestety nie tym razem bo z racji mojej nazwijmy to "funkcji rodzinnej"  muszę tam być bo taki jest zwyczaj.
Wiem, że będę się tam źle czuła. Główny zainteresowany widział mnie jakieś 4-5 lat temu ( nie licząc wizyty z zaproszeniem). Ogólnie chyba go to wali czy będę ale matka kazała to się stosuje do ogólnie przyjętych zasad. Dają prezent to mu pasuje...
Tylko co dać człowiekowi, który prawie że wszystko ma. 
No i tu mi ręce opadają. Przykro mi, że nie znam jego zainteresowań, nie wiem co lubi, nie wiem co by mu się podobało. I WAŻNE!!! Żeby była jasność nie z mojej winy. 
Kiedy chciałam się z nim spotkać (z okazji różnych imprez, świąt itp) to przychodziłam "nie w porę". Kilka razy zderzyłam się z zamkniętymi drzwiami, z wymuszoną serdecznością to dałam sobie na luz i olałam sprawę. Przecież nie można uszczęśliwiać innych na siłę.

I tu chyba zaczyna się moja kolejna misja!!!

  Obiecałam, że napiszę jak cudowną mam rodzinę, jak wszyscy się szanują i kochają, jak spijamy sobie lukier z dzióbków. Rodzina mojego małżonka to przy nich taki fistaszek.
  Ha, ha, ha...

Ale jest misja aby Wam o nich opowiedzieć!



Miłego:)

PS nie przez przypadek zamieściłam niebieski kwiat - to pewien symbol. Jaki zapytaj a napiszę. 



środa, 5 kwietnia 2017

Były sobie świnki trzy...(3)

  Dzisiaj będzie krótko ale treściwie bo ten ostatni ptaszek to gra.
Z całą pewnością nie zjednam sobie wielu bratnich dusz a nawet mogę liczyć na nieprzychylne komentarze.
No cóż bywa i tak.

  Gra jest wredna, zakłamana i obłudna dlaczego bo ukazuje nasze ciemne oblicze.
  Nie mam tu sprecyzowanych osób bo ta postać (ptaszka) dotyczy nas wszystkich bez wyjątku. 
  Mnie i Ciebie, i nie ma co się oszukiwać taka jest prawda.
Ile razy w pracy zdarzało nam się "grać" miłą, współczująca koleżankę czy kolegę, który zawsze ale to zawsze pomoże jak tylko będzie taka potrzeba a w rzeczywistości to jeden drugiemu podłożyłby świnię. 
  Rozłożyła mnie ostatnio jedna "Osoba". Na blogu opisywała jakieś zdarzenie nie pamiętam dokładnie jakie ale jest to akurat nieistotne. Każdy pisać może miejsca jest sporo i każdy musi mieć świadomość, że nie wszyscy przytulą, pocieszą, pogłaskają.
Większość wywali wszystkie negatywne uczucia. Opluje, zbluzga, zmiesza z błotem.
  "Osoba" ta w wprowadzeniu do bloga napisała, że nie życzy sobie aby ktoś ją hejtował bo to niesmaczne. 
OK, nikt nie lubi krytyki i chamstwa ale po co mamy udawać, że świat jest różowy, lukrowany i pełen cudownej miłości? 
Nie wiem dlaczego? 
Nie wiem dlaczego tak lubimy grać?

  Bardzo mnie to drażni, bo czasami nie wiem w co gra mój rozmówca, pracownik czy koleżanka. 

  Kiedyś waliłam z grubej rury i była jasność. Jednak nie mogąc się dopasować do ogółu i ja wpadłam w wir tej gównianej gry...  
Jest mi głupio, że tak dałam się zmanipulować.


 Miłego :)

niedziela, 2 kwietnia 2017

Były sobie świnki trzy...(2)

  Tak jak obiecałam omawiamy kolejnego ptaszka - muzykę. Niestety dzisiejsza historia dotyczy moich znajomych. Przykre ale ileż osób ma takich "muzyków" wokół siebie a niejednokrotnie sami też jesteśmy takimi muzykami. 
  Spotkanie od samego początku zapowiadało się nudnie. 
Brak tematów do konwersacji. Gospodarze jakoś tak nie potrafili albo nie chcieli nas zachęcić do rozmowy. Grono gości to przedstawiciele różnych profesji ale większość pracuje albo jest związana z jednym pracodawcą 
(a jego tu niema!). 
  Przy tak bogatych osobowości nie powinno być problemu z tematem do rozmowy a tu taka niespodzianka. Po półtorej godziny siedzenia na bardzo niewygodnej kanapie zaczęło mnie wszystko uwierać i najchętniej pojechałbym do domu. Małżonek zaczął mnie kopać, że nie wypada tak szybko zmykać do domu. Trochę kultury kochana!

  Dotarł katering może jak gadka się nie skleja to może jedzonko będzie dobre. Ups, pomyłka katering no jak to katering. Czekałam tylko aż małżonek wypali, że jak się gości zaprasza to może dobrze by było zrobić coś samemu tak z grzeczności dla zaproszonych. 
  Niestety jest wyznawcą zasady jak nie masz czasu to nie zapraszaj gości, bo katering to wynalazek firm - szybko, bez smaku i nijako.  
Kurcze słabo ten koncert się zapowiada ale od czego jest flaszeczka. Flaszeczka jest od tego moi kochani, żeby rozwiązać ludziskom języki.  

  Pamiętajcie, że po pijaku dowiesz się prawdy i tu zaczyna się koncert! Nie wiem co się stało ale rozwiązały się panom (dobrze czytacie - panom!) języki. Takiej jazy w wydaniu męskim jeszcze nie słyszałam. Muzycy, ba powiem wirtuozi pierwsza klasa. 

  Szczerze powiem, że nie chciałam potem wychodzić jako pierwsza bo na 100% wiedziałam, że mam obrobioną dupę. 
  Siedzi obrażona, nie wypija, nie zje taka damulka jedna katering jej nie pasuje. 
No cóż musiałam się pogodzić, jutro do pracy. 
  Wyszliśmy jako pierwsi. Pozostał niesmak po wizycie.
Coś mi się wydaje, że kolejny raz chyba do tej filharmonii już nie pójdziemy a szkoda bo chodzimy tam już z 15 lat.   
Nie wiem co się ostatnio dzieje z ludźmi ale z całą pewnością nic dobrego. 

  Chyba, że to z nami jest coś nie tak... zostawiam to jako temat otwarty.
  Już niedługo przedstawię ostatniego ptaszka - grę. Zapraszam :)

Miłego :)

czwartek, 30 marca 2017

Były sobie świnki trzy...(1)

Były sobie świnki trzy... jak śpiewał klasyk, a u mnie były sobie ptaszki trzy: sport, muzyka oraz gry.
W związku z tym, że mamy wiosnę wszystko budzi się do życia to jakoś tak stwierdzam iż już czas.
Czas na króciutkie opowiastki o związkach i stosunkach między ludzkich. 

  Kochani na dzisiejszym spotkaniu omawiamy sport.

Każdy z nas ma w swoim kręgu "nawiedzonych" sportowców.
Takich krótko i długodystansowców. Świetne jednostki!!!
Nic dodać nic ująć. Prężą się spinają żeby mieć lepszy dom, lepsze auto, lepsze dzieci, lepsze wszystko - i to tak dosłownie.
Zawsze mnie to śmieszyło a czasami rozczulało. Jakie to próżne!
Jednak za tą próżnością kryje się żałosne gnanie do... no właśnie nie wiem do czego. Może jestem jakaś tempa albo głupiutka.
Nie wiem?
  Byłam świadkiem jak znajoma znajomej opowiadała po którymś drinku jak to u nich jest w domu. Wody gazowanej nie uraczysz bo droższa od tej niegazowanej. Wódki nie kupuje, żeby nie korciła. 
Obiady jada się jednodaniowe bo tańsze. Mięso też jest od święta bo drogie  - nie że niezdrowe!!! Gazety nie kupują bo drogie a jak już to jeden dziennik w wydaniu weekendowym. Prysznic tylko raz w tygodniu a kąpiel to jeden po drugim. 
"Piękny" ten sport, te wyścigi, te gonitwy. 

  Mnie włosy zdębiały, szczęka opadła.
No ciekawie ludzie żyją. Osobiście nie poszłabym na taki układ.
Pije to co chcę, jem mięso bo mi smakuje, gazet ma w cholery a czasem jak się zapominam to mam podwójne numery. Wódy, win, koniaków mam masę bo jakoś tak wychodzi, że piję od święta.
Prysznic biorę jak kaczka - bo lubię.

Mam wszystko co tylko chcę a przede wszystkim jestem szczęśliwa!
Na następnym spotkaniu omówimy muzykę! Już zapraszam :)



PS Ptaki są piękne, takie trzy...

Miłego :) 








niedziela, 26 marca 2017

Zmęczenie ducha...

Zasiadłam w moim ulubionym kąciku. 
Kawusia na stole. 
W domu cisza i spokój. 
Chłopak na studiach, mąż w swoim królestwie więc mam trochę czasu dla siebie.
Delektuję się tą chwilą... 
Przeglądam net w poszukiwaniu wiosennych inspiracji.
Zaglądam w dawno zapomniane zakładki. 
Miło czasem odnaleźć na nowo stare pomysły. Napalona na działanie zrobię coś dla siebie albo domu.  
Szukam, szukam i nic. 
Kurcze brakuje mi tej iskierki, tego błysku.
Znudziłam się. 
Miał to być czas dla mnie a znowu pójdzie w cholerę bo czegoś mi brakuje, coś mnie rozdrażnia nie potrafię odnaleźć natchnienia.
Może ktoś powie przesilenie wiosenne, pogoda do bani, ciśnienie za niskie albo za wysokie.
Dobra każde tłumaczenie jest OK.
Podświadomie wiem, że coś siedzi mi na wątrobie ale tak głęboko.
Nie wiem dokładnie czy to jakiś wewnętrzny bunt czy też stare rany. 
Dochodzę do wniosku, że  jestem potwornie zmęczona - zmęczona duchowo.
Kawa wypita, podsumowanie zrobione, czas stracony.
Wniosek - muszę sama wylizać rany i ruszyć do działania ale tym razem w swoim tempie. Powolutku bez zbędnej spisy.
Powolutku, w moim tempie, bez zbędnej dzikiej gonitwy.
Zaczynam... co z tego wyjdzie zobaczymy...


  Miłego :)



wtorek, 14 marca 2017

Czy ja jestem z innej bajki?

 Przeglądając dzisiaj rano pocztę służbową i prywatną dostałam szału. Prawie co drugi @ zaczyna się od słów:

"Sprawdź koniecznie ofert, które przygotowaliśmy dla Ciebie w tym tygodniu (...)"

Siedzę i myślę czy ja kogoś prosiłam żeby mnie uszczęśliwiał? Hm, nie przypominam sobie. Dlaczego cały czas inni chcą decydować za mnie, za nas?
Jesteśmy zdrowi umysłowo, sprawni umysłowo... 
STOP ja jestem zdrowa umysłowo, sprawna umysłowo - jeszcze bo w tym kraju nic nie wiadomo ostatnio. Znam swoje potrzeby i marzenia. Na chwilę obecną nie potrzebuję telewizora, laptopa, boskiej lodówki czy kolejnego odkurzacza.
Do szału doprowadzają mnie reklamy w portalach społecznościowych, jak czegoś szukam - bo aktualnie potrzebuję.
Przez miesiąc jak nie dłużnej mam info, że tam i siam można dostać takie a nie inne sprzęty (oczywiście takie jakie potrzebowałam wcześniej i już nabyłam!). Czasami szlag mnie trafia jak kupiłam coś nowego, a tu pyk 50 zł taniej albo i więcej. Brrr...
Zapomnij o "dyskrecji w necie". Jak wpiszesz gdziekolwiek w wyszukiwarkę jakąś frazę to przez następnych kilka dni będą Cię bombardować ofertami.
Nie można nawet zrobić zakupów niespodzianek dla bliskich - wszyscy widzą co ostatnio szukałaś, jak masz sprzęt ogólnodostępny w domu (laptop domowy).

  Gówniany jest ten świat, a ja jestem z innej bajki to pewne!

Patrzę za okno. Boskie słonko, wróble szaleją jest cudownie.



Miłego :)