poniedziałek, 1 maja 2017

Ale jest misja...!!!

  Oj a cóż to się to dzieje, jaka tu cisza szaleje... nawet nie wiem kiedy minął ten miesiąc. Wstyd jak mogłam tak długo milczeć a działo i dzieje się dużo. Święta mnie pochłonęły a były tak zwyczajne jak nigdy. Zwyczajne bo bez stresów, gonitwy i nerwów. Mogłam w spokoju ozdobić dom moimi własnoręcznymi ozdobami. Oczywiście jak zawsze narobiłam ich mnóstwo ale warto było bo cieszyły moje oczy. Koleżanki zazdrościły, że mi się chce, i mogę, i że tylko przez kilka dni mogą zdobić dom. Takie właśnie drobiazgi czynią nasze życie weselsze i kolorowe.

A co tam jest misja! 

  Mały pryszcz - małżonek zaprosił swojego brata i jego rodzinkę ale dało się przeżyć (chyba się starzeje - ha,ha). Wspominam o tym wydarzeniu bo oni zawsze potrafią mnie tak podbudować na duchu, że mnie aż skręca. 

Ale co tam jest misja!

  Ostatnio wieczory są jakieś inne takie zimne i nie chodzi tu o pogodę bo była fatalna. Straszne, żeby w kwietniu cały czas padało i było zimno. Fuj aż mam dreszcze...
  Rzadko zdarza mi się abym miała problemy z nazwaniem swojego stanu emocjonalnego. Co mnie bardzo martwi. 
Być może drażni mnie fakt, że mam iść na uroczystość rodzinną, na którą chyba nie chcę iść. Wiem, dziwnie to brzmi przynajmniej u mnie. Jak nie mam na coś ochoty to odmawiam i tyle i mam w nosie wszystko. Niestety nie tym razem bo z racji mojej nazwijmy to "funkcji rodzinnej"  muszę tam być bo taki jest zwyczaj.
Wiem, że będę się tam źle czuła. Główny zainteresowany widział mnie jakieś 4-5 lat temu ( nie licząc wizyty z zaproszeniem). Ogólnie chyba go to wali czy będę ale matka kazała to się stosuje do ogólnie przyjętych zasad. Dają prezent to mu pasuje...
Tylko co dać człowiekowi, który prawie że wszystko ma. 
No i tu mi ręce opadają. Przykro mi, że nie znam jego zainteresowań, nie wiem co lubi, nie wiem co by mu się podobało. I WAŻNE!!! Żeby była jasność nie z mojej winy. 
Kiedy chciałam się z nim spotkać (z okazji różnych imprez, świąt itp) to przychodziłam "nie w porę". Kilka razy zderzyłam się z zamkniętymi drzwiami, z wymuszoną serdecznością to dałam sobie na luz i olałam sprawę. Przecież nie można uszczęśliwiać innych na siłę.

I tu chyba zaczyna się moja kolejna misja!!!

  Obiecałam, że napiszę jak cudowną mam rodzinę, jak wszyscy się szanują i kochają, jak spijamy sobie lukier z dzióbków. Rodzina mojego małżonka to przy nich taki fistaszek.
  Ha, ha, ha...

Ale jest misja aby Wam o nich opowiedzieć!



Miłego:)

PS nie przez przypadek zamieściłam niebieski kwiat - to pewien symbol. Jaki zapytaj a napiszę. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz