poniedziałek, 3 grudnia 2018

Coś się kończy coś zaczyna...

Wstałam rano koło 8.00 zażyłam zestaw podstawowy starego człowieka (leki). Okręciłam się na pięcie, śniadanko, kawusia, kolejny zestaw starego człowieka (leki). 
No i zaczęłam planować na dziś, na tydzień, na miesiąc bo to początek grudnia. 
Przy poniedziałku trzeba zaliczyć zakupy. Wyszykowałam się i pojechałam, dom ogarnę potem.
Zakupy zrobione. Patrze na autko oj ale brudasek musimy się umyć. Otwarli nam nową myjnię jest super aż grzech nie skorzystać. Wiem grudzień aut się nie myje ale pogoda sprzyja. Bryka lśni 😍. Super!
No i fajnie, spoglądam w niebo chmury w takiej umiarkowanej ilości widać przebłysk błękitnego nieba.
Jakiś samolot mknie tam gdzieś daleko a ja tu na dole stoję, patrzę i zadaje sobie pytanie - co ja tu qrwa robię...
Brak odpowiedzi? Nic pustka w głowie. 
Macie tak czasami? 
Niby wszystko poskładane, wszystko na swoim miejscu (tak mi się wydaje) a jednak coś qrwa nie gra.
Czyżby to był początek czegoś nowego? Nie wiem.
Wróciłam do domu zrobiłam kolejną kawę.
Muszę odpocząć, nie wiem na jak długo, może to tylko spadek ciśnienia albo szydła w dupie...trudno powiedzieć.
Poczekam i zobaczę co z tego wyjdzie ale chyba rodzi się nowe. 
Teraz jestem jednak w lesie i czekam co przyniesie mi los.

Do miłego :)