poniedziałek, 22 maja 2017

Pierwsza Komunia Św.

  I-sza Komunia Święta bardzo ważny dzień w życiu większości dzieci (ale nie tylko). Dzień dostojny i poważny, który powinien być celebrowany i tu zgadzamy się chyba wszyscy.

 Dostąpiłam zaszczytu, że i mój chrześniak mógł w pełni uczestniczyć w Mszy Św.  Dostąpiłam również zaszczytu, że zostałam zaproszona na tą uroczystość (matka chrzestna).  
Specjalnie pisze, że o mnie nikt nie zapomniał, bo jakoś tak od dłuższego czasu nie było po drodze pamiętać o cioteczce - przykre ale prawdziwe. 

  Dzieciątka przejęte, pięknie ubrane czekają przed kościołem na to wydarzenie. Ślicznie wygląda taka czystość z boku ale co potem z tych czystych i niewinnych dzieci wyrośnie to jedna wielka niewiadoma.

 Uroczystość zacna przenosi się do środka a tu mamy mały cyrk.
Jeden przez drugie się przepycha, jeden fotoreporter potrąca drugiego. Szelest migawek i błysk fleszy... 
Ludzie jesteście w kościele!!! A gdzie skupienie, a gdzie zaduma?
Odpowiedziałabym ale to brzydka odpowiedź. 
Ksiądz pozwolił robić takie przedstawienie(ze zdjęciami) bo jest to nieuniknione a może potem w spokoju poprowadzi Mszę Św.
  Rozejrzałam się po kościele i mało kto skupia się na tym co się dzieje. Ta się wierci, rozgląda czegoś szuka, ten łazi po kościele jak po swoim salonie. Oj moja cierpliwość została wystawiona na ciężką próbę. Było mi z tym źle bo w kościele jestem rzadkim gościem ale jak przychodzę to chcę się skupić na tym, co się dzieje. Katolicy kochani!!!
 Taka mała moja i męża refleksja. Kazanie było m.in. o bracie Albercie przed kościołem stał o kulach bezdomny i prosił o pomoc. 
Zastanówcie się ile ludzi dało mu chociaż kilka groszy. Odpowiem garstka może miał tam z 20 zł. Szukałam kasy dla niego to moja bratowa (babcia naszego chłopaka) zapytała a co chcesz kupić? 
Ręce mi opadły, oczami przewróciłam i odpowiedziałam nieważne...

  Potem były życzenia, prezenty, kasa i całe zamieszania chyba najważniejsze dla dzieciaczków ale to zrozumiałe każdy z nas to przechodził. 

  I tu zaczyna się już moja misja! 
Misja rodzinka.
Myślałam, że może w takim dniu coś się zmieni ale oj głupia ty, głupia ty.
Zapomniałam już jak to było bo dawno się z nimi nie spotykałam jaką wredną cholerą może być bratowa. Jak kopała w tych prezentach, tych ozdobnych torebkach jak dzika świnia w gnoju.
 Ja na męża on na mnie, wymiana między nami porozumiewawczych uśmiechów. Przykre.
Jednak wisienką  na torcie było jej pytanie a coś ty to dałaś bo już zapomniałam. Kurwa nie mogłam i wyrecytowałam:
1. przed kościołem pamiątkę i kwiaty,
2. a przed restauracją to, to i tamto,

- o to drogie to było, 
- no było

Długo trawiła w myślach nasz prezent.
  Kolejny raz nie szag trafił jak wujek naszego chłopaczka zaczął się bawić prezentami które kupiliśmy. Taka uwaga wujek miał już komunię, wujek ma żonę i dziecko, wujek to stara kobyła.

  Nie dałam rady, musiałam opuścić tą sielankową imprezkę już przed kolokacją. Na odchodne podziękowaliśmy (bo jesteśmy grzeczni) i oczywiście powiedział, że następne spotkanie to albo wesele chłopaczka ale pogrzeb któregoś z nas. Jak się oburzyli ale mam to w dupie bo prawda oczy kole. 

Jest mi bardzo przykro, że tak traktują nas ludzie z mojej rodziny ale wiem, że to nie odosobniony przypadek. Ludzie tak są zadufani w sobie, że ... nie wiem co napisać. Serce mnie boli, przeżyłam to mocno tak wewnętrznie. 

No i tak wygląda moja misja... a rodzinka kochana. Została jeszcze jedna pinda żona drugiego brata. Jednak tu to temat rzeka.
Miłego :)