środa, 30 listopada 2016

Spotkanie (1) ciąg dalszy

Tak jak obiecała napiszę jak jest u nas na święta. Generalnie każde są inne ale wszystko jest pod tematem - ciepło, milusio i rodzinnie.
I tym mogę się pochwalić bo święta to czas dla nas. Nie jest nam ciężko posiedzieć razem, nie boli nas to że spędzamy czas rodzinnie nikt nikogo nie nudzi i nikomu nie przeszkadza. Jestem z tego DUMNA!!!
A więc zaczynam....
święta u nas zwykle zaczynają się kilka dni przed wigilią - mamy ten luksus, że prowadzimy firmę wysyłkową i pracujemy na własny rachunek. Żaden szef nie karze mi wchodzić w dupę przemądrzałym i wrednym klientom. 
Pracujemy tak aby wszystkie zamówione przedmioty dotarły na miejsce przed świętami ale jeżeli jakiś "przerost treści" kupi mi coś na dwa dni przed świętami to może zapomnieć o wysyłce. Oczywiście informacja, że wysyłamy paczki do jakiegoś dnia przed świętami zawsze jest widoczna i czytelna na naszej stronie. Tak więc ma świadomość co robi. Pamiętamy, że nasi dostawcy, kurierzy i inni pracownicy też chcą mieć święta!!! Szanujmy się!!!
Zarządzam Święta. 
Wigilijny ranek zaczynamy leniwie od dobrej kawusi i lekkiego śniadanka. Potem organizujemy prace na cały dzień. Jak nie ma "ubranej choinki" to stroimy naszą damę.
Znaczy się stroimy - chłopaki to robią. Zabawa jest nieziemska chyba takich jaj z tą damą nie ma u nikogo.
Opowiem jak to wygląda w kolejnym wejściu bo można o tym książki pisać :)
No jak dama jest ubrana robimy ostatnie porządki. 
Ja tak od południa siedzę w kuchni. Pitraszę powolutku różne frykasy na wieczór. Potem synuś z mężem zajmują się stołem - to zawsze jest na ich głowie.
Tak koło 17-ej wszyscy się stroimy i zasiadamy do kolacji.
Stop! 
Zapomniałam o naszej nowej tradycji - tak od 3 lat. Nasz syn wpadł na pomysł, że co roku będziemy robili sobie rodzinne zdjęcia przy wigilijnym stole. Zobaczymy jak z czasem się zmieniamy i jak zmienia się nasz stół czy jest bogatszy albo biedniejszy.
Fajny pomysł miał ten nasz chłopak trzeba go pochwalić.
Jak zjemy, otwieramy prezenty. Jakiś czas temu stwierdziłam, że tak czy siak należny pisać listy do Dzieciątka - przynajmniej u nas tak jest - na początku grudnia.
I nie ważne czy to dorosły syn, czy poważy małżonek i oczywiście ja też. 
Pisać muszą wszyscy bo jak nie będzie listu to guzik dostaną pod choinką.
W zeszłym roku powiedziałam, że wybieramy najładniej napisany list i z tego listu będziemy się starać dostarczyć wszystkie zamówienia. Jakbyście widzieli jak nasz synuś poprawiał ten swój list - warto było - student jest bardzo kreatywny.
No, to jak to wszystko obczaimy, posprzątamy oglądamy filmy. Filmy w tym okresie oglądamy w naszym dużym łóżku w sypialni - wszyscy.
Zabieramy do niego wszystko co się da z jedzenia oczywiście :)
Wierzcie jest wszystko chipsy, orzeszki, ciasteczka, napoje, piwo, drinki, łącznie z moja rybą. Do tego dochodzą serwetki, talerze i szklanki. 
Może się ktoś oburzy jak można potem w takim syfie spać otóż można. Fakt przez całe święta z różnych miejsc łóżka wyciągamy z mężem łupinki orzeszków czy okruszki chipsów ale nikt nie narzeka liczy się zabawa :)
Tak historyjka mi się przypomniała.
W któreś święta chciałam żebyśmy oglądali horror.
Słyszałam recenzję w radiu bardzo zachęcająca. Rozsiedliśmy się w łóżku, zrobili nastrój tylko świeczki i oglądamy, oglądamy i w kulminacyjnym punkcie filmu tam gdzie miało być bardzo strasznie zrobiła się komedia.
(...)Dziewczyna w ciemnym lesie mówi do chłopaka ale tu zimno i ciemno a potem jakiś gość w reżyserce mówi do drugiego ty podkręć ogrzewanie i zrób więcej światła (...).
 Chłopaki ze śmiechu mało co z łóżka nie spadli. No taki to był horror - do dzisiaj mi to przypominają. Kochani ;)
Przez kolejne świąteczne dni odpoczywamy w naszym rodzinnym gronie.
Tak to jest u nas na święta. 
Jak mi się uda napisać coś jeszcze przed świętami to opowiem jak ubieramy choinkę. Też jest niezła jazda.  

Miłego :) 

PS Pozdrawianie od Rudolfa.




     

poniedziałek, 28 listopada 2016

Fatal accident...

Wczoraj wieczorem zaliczyłam kolejny docinek ciekawego serialu. Każdy odcinek jest inny i opowiada o innych zdarzeniach. Pokazuje jak łatwo można nami sterować, jak zmieniają się wartości, jakie z nas kreatury nie potrafiące ocenić co jest dobre a co złe. Małe wyjątki są ale to taka garstka, bardzo mała garstka. 
Historia jest autentyczna, miała miejsce w tym roku we wrześniu nad jednym z naszych jezior na południu Polski.
Fajne wrześniowe weekendowe popołudnie z małżonkiem wybraliśmy się do smażalni na rybkę. 
Spacerek lasem dla zaostrzenia apetytu i sportu. 
Z racji tego, że to już wrzesień to i klientów mniej i na spokojnie można zjeść obiad. Mąż przy barze składa zamówienie. Dziwnym trafem czuję się nieswojo i ten dziwny zapach, który ja "zawsze" tylko ja czuję. 
Coś chyba jest na rzeczy. Patrze na jezioro, zza cypla jak z procy wyłania się motorówka WOPR-u. Gna jak dzika. Małżonek siada przy stole. Mruknęła, że chyba coś się stało bo WOPR gnał i to na sygnałach. Pani przyniosła zamówienie - boska rybka rozpłynęłam się na nią. Z racji tego że pogoda sprzyja postanawiamy przejść cały deptak żeby przetrawić jedzonka. 
(Zapomniała o motorówce WOPR-u). Gdzieś tak około 150 m od smażalni na plaży dostrzegam "złoty koc"... wokół bawią się dzieci, gromadka młodych robi grila inni grają w piłkę. Istna idylla, tylko kurwa ten "koc"...Mówię do męża tu coś się stało i już teraz wiem co.
Wiem, dlaczego WOPR tak gnał, czemu po plaży chodzi policja. Rozpytuje plażowiczów. Na końcu deptaka stoi radiowóz. Niechcący słyszymy: młody mężczyzna około 24-25 lat, z... (miejscowość nieistotna), rodzice już jadą ale to potraw bo to kawał drogi.  Była lekarka (wczasowiczka) "pompowała" ile mogła ale nie dała rady...
Na murku odgradzającym od chodnika pozostawione ubranie i butelka po piwie. Na drugim murku siedzi chyba kompan, siedzi patrzy tępym wzrokiem. Policjant próbuje coś z niego wyciągną, jednak kontakt zerowy. Przynajmniej tyle mogę dostrzec. 
Jeny jak mi głupio i przykro taki młody czyjś syn, chłopak, przyjaciel. Pomyślałam jak ja bym się czuła gdyby moje dziecko pojechało na wakacje, poszaleć a potem ktoś dzwoni i przywożą go w worku. Jak mi bardzo przykro...to taka tragedia.
Po cholerę mnie tu gnało, mogliśmy zejście obiad w domu. Zawracamy.
My zawracamy ale ludzie wietrzą sensację więc się schodzą. Popatrzeć, bo to taka atrakcja. Wy hieny, debile nie macie za grosz szacunku do tego młodego człowieka. Mija nas kilka osób i między innymi rodzina starsza para z synem dorosłym - podkreślam bo to ważne. Dosyć dziwnie ubrani, wzbudzają moje zainteresowanie. Chłopak przystaje i wiecie co robi zdjęcie.
Robi zdjęcie... kurwa przeraża mnie to jak można być takim okrutnym. Głośno wyrażam swoje zdanie a on nic... dalej robi zdjęcia. No poleciałam grubo żeby wiedział, że to mowa do niego, a on nic. Walę w stronę rodziców, że mamuśka ładnie wychowała sobie synalka a ona nic... przyśpieszyli z tatuśkiem tylko kroku...Ludzie patrzą się na mnie jak na idiotkę. Mąż mnie przytulił i ze smutkiem powiedział, że to kolejna fotka na Facebooka lub inny portal społecznościowy. Nie zmienisz tego a takie zdarzenia są sensacją dla wszystkich (mówi to z własnego doświadczenia zawodowego). Ręce mi opadły. Ciśnienie poszło na maksa. 
Niech szlag trafi tę rodzinkę z synalkiem na pierwszym miejscu. Czy jest jeszcze ktoś kto ma współczucie?
Fajnie nas nakręcają media...robią z nas dzikusów bez logicznego myślenia tylko pogoń za tym kto zrobi lepsze zdjęcie, kto nakręci bardziej zjechany filmik. 
To było smutne popołudnie. Nich to będzie przestroga dla innych bo następnym razem nie będę gadała a zacznę działać. 

Nie wiem co napisać na pożegnanie...
      


niedziela, 27 listopada 2016

Spotkanie (1)

Kilka dni temu miałam okazję spotkać się z koleżanką i przy kawusi pogadać o tym i owym - taki relaksik , chwila odpoczynki i zadumy na światem :)
Z racji tego że święta tuż, tuż zapytałam jak zaopatruje się na spędzenie świąt w dużym gronie rodzinnym. Troszkę się zamyśliła i posmutniała ( cholera coś się musiała stać ) więc opowiedziałam jej pewną historię z życia wziętą.
Słuchaj.
Mamy późne popołudnie wigilijne. Pod dom podjeżdżają auta jedna bryka lepsza od drugiej. Serdeczne przywitanie całuski, przytulaski - dobrze jest!
Potem należy wysłuchać naszych gości.
Jak to wszyscy są szczęśliwi, że mogą znowu razem spotkać się, zasiąść przy jednym stole i takie achy, ochy i taki lukierek. 
Potem wypada pochwalić za to co goście przywieźli na świąteczny stół.
Kuzynka znowu przywiozła rybki, które niby sam robiła (a każdy wie że są cateringu), siostra zaszczyciła stół barszczykiem z uszkami i krokietami ( barszcz cienki jak cholera bo ciągle oszczędza na wakacje, auto i dom remontuje, reszta mrożona), bratowa dostarczyła jakieś słodkości, które od połowy listopada robiła (pierdzieli bo z cukierni je ma).
Jeny jak bosko jeden drugiego chwali bo to takie piękne, że jeszcze możemy się spotkać, zasiąść przy jednym stole i każdy coś własnoręcznie zrobionego przewiezie a przy okazji pochwali jeden drugiego. 
Mało już takich rodzin, oj mało takich cudownych, rodzinnych ludzi jak my! 
Kochamy się wszyscy... 
Prawda natomiast jest całkiem inna.
Za plecami jeden drugiemu by w dupie parasol otworzył. Przykre, ale prawdziwe.
Najchętniej każdy z osobna zaszyłby się gdzieś w zaciszu swojego domu. Dorośli z kieliszeczkiem, dzieciarnia z nowy telefonem, tabletem czy też innym cholerstwem ograniczającym jego kontakt z otoczeniem. 
Żarełko załatwiłoby się z cateringu skoro ciotki kupują gotowe (co roku) to czemu by nie... po cholerę się męczyć? Dom zasmrodzić (pieczoną rybą, kapustą), zabrudzić (mąka przy pieczeniu ciasteczek). 
Nasz dom jest pięknie przystrojony świeczkami, lampkami i tak pięknie pachnie igliwiem. Taki glamour, taki z katalogu, taki idealny.
No i tak to jest z tymi świętami.
Koleżanka pokiwała głową i powiedziała wiesz ja co roku zapierniczam jak wół żeby wszyscy byli zadowoleni a i tak nikt tego nie docenia. Panie są pięknie wyczesane, mają boskie kiecki, najmodniejsze paznokcie i takie tam. 
Fakt lubię gościć innych ale żeby choć raz posprzątały po kolacji albo mi pomogły ale gdzie tam jak ona takie piękne - zbrudzą się a ja kopciuszek ...
No i mnie też się zrobiło przykro. Kurcze ale ten świat jest gówniany. Jednak na pociechę opowiedziałam jej jak to ze świętami jest u nas. Wam też opowiem ale w następnym wejściu. Będzie Was ciekawość zżerała to wrócicie... myślę.

Miłego:)