czwartek, 30 marca 2017

Były sobie świnki trzy...(1)

Były sobie świnki trzy... jak śpiewał klasyk, a u mnie były sobie ptaszki trzy: sport, muzyka oraz gry.
W związku z tym, że mamy wiosnę wszystko budzi się do życia to jakoś tak stwierdzam iż już czas.
Czas na króciutkie opowiastki o związkach i stosunkach między ludzkich. 

  Kochani na dzisiejszym spotkaniu omawiamy sport.

Każdy z nas ma w swoim kręgu "nawiedzonych" sportowców.
Takich krótko i długodystansowców. Świetne jednostki!!!
Nic dodać nic ująć. Prężą się spinają żeby mieć lepszy dom, lepsze auto, lepsze dzieci, lepsze wszystko - i to tak dosłownie.
Zawsze mnie to śmieszyło a czasami rozczulało. Jakie to próżne!
Jednak za tą próżnością kryje się żałosne gnanie do... no właśnie nie wiem do czego. Może jestem jakaś tempa albo głupiutka.
Nie wiem?
  Byłam świadkiem jak znajoma znajomej opowiadała po którymś drinku jak to u nich jest w domu. Wody gazowanej nie uraczysz bo droższa od tej niegazowanej. Wódki nie kupuje, żeby nie korciła. 
Obiady jada się jednodaniowe bo tańsze. Mięso też jest od święta bo drogie  - nie że niezdrowe!!! Gazety nie kupują bo drogie a jak już to jeden dziennik w wydaniu weekendowym. Prysznic tylko raz w tygodniu a kąpiel to jeden po drugim. 
"Piękny" ten sport, te wyścigi, te gonitwy. 

  Mnie włosy zdębiały, szczęka opadła.
No ciekawie ludzie żyją. Osobiście nie poszłabym na taki układ.
Pije to co chcę, jem mięso bo mi smakuje, gazet ma w cholery a czasem jak się zapominam to mam podwójne numery. Wódy, win, koniaków mam masę bo jakoś tak wychodzi, że piję od święta.
Prysznic biorę jak kaczka - bo lubię.

Mam wszystko co tylko chcę a przede wszystkim jestem szczęśliwa!
Na następnym spotkaniu omówimy muzykę! Już zapraszam :)



PS Ptaki są piękne, takie trzy...

Miłego :) 








niedziela, 26 marca 2017

Zmęczenie ducha...

Zasiadłam w moim ulubionym kąciku. 
Kawusia na stole. 
W domu cisza i spokój. 
Chłopak na studiach, mąż w swoim królestwie więc mam trochę czasu dla siebie.
Delektuję się tą chwilą... 
Przeglądam net w poszukiwaniu wiosennych inspiracji.
Zaglądam w dawno zapomniane zakładki. 
Miło czasem odnaleźć na nowo stare pomysły. Napalona na działanie zrobię coś dla siebie albo domu.  
Szukam, szukam i nic. 
Kurcze brakuje mi tej iskierki, tego błysku.
Znudziłam się. 
Miał to być czas dla mnie a znowu pójdzie w cholerę bo czegoś mi brakuje, coś mnie rozdrażnia nie potrafię odnaleźć natchnienia.
Może ktoś powie przesilenie wiosenne, pogoda do bani, ciśnienie za niskie albo za wysokie.
Dobra każde tłumaczenie jest OK.
Podświadomie wiem, że coś siedzi mi na wątrobie ale tak głęboko.
Nie wiem dokładnie czy to jakiś wewnętrzny bunt czy też stare rany. 
Dochodzę do wniosku, że  jestem potwornie zmęczona - zmęczona duchowo.
Kawa wypita, podsumowanie zrobione, czas stracony.
Wniosek - muszę sama wylizać rany i ruszyć do działania ale tym razem w swoim tempie. Powolutku bez zbędnej spisy.
Powolutku, w moim tempie, bez zbędnej dzikiej gonitwy.
Zaczynam... co z tego wyjdzie zobaczymy...


  Miłego :)